Wyobraźcie sobie taką sytuację: Robert Downey Jr. przytył kilkanaście kilo, a potem zaczął ćwiczyć na siłowni pod okiem Roberta Burneiki. W efekcie rozrósł się w barach, a jego bicepsy zaczęły przypominać główki kapusty. Pomimo przyrostu masy mięśniowej gwiazdor nie stracił jednak zawadiackiego błysku w oku i ciętego języka, za który pokochały go miliony widzów. Tak samo jest z nowym Sherlockiem Holmesem, w którym Downey Jr. gra główną rolę. Choć film wydaje się większy i głośniejszy od swojego poprzednika (żelazna zasada sequeli), to wciąż pozostaje szanującym zwoje mózgowe widza fajnym kinem przygodowym. Holmes i jego wierny towarzysz Watson nie zmienili się ani na jotę. Ten pierwszy nadal jest nieprzystosowanym do życia geniuszem, który w pogoni za króliczkiem łamie wszystkie możliwe zasady. Ten drugi (Jude Law) pełni funkcję głosu rozsądku, lecz – kiedy trzeba – potrafi zrobić użytek z karabinu maszynowego albo wielgachnego działa. Relacja tej dwójki – wygrywana na nutkach przyjaźni, przywiązania, ale i zazdrości (Watson wziął wreszcie ślub) – stanowi paliwo zasilające cały film. Utarczki detektywa z jego towarzyszem są najważniejszym źródłem humoru, ale kryją też w sobie dramatyczny potencjał. W tym związku nie ma miejsca dla kobiet. Dlatego grająca żonę Watsona Kelly Reilly oraz nowy nabytek serii, Noomi Rapace, wypadają tak blado przy głównych bohaterach. Podoba mi się sposób, w jaki twórcy wykorzystują epokę, w której rozgrywa się akcja filmów. W pierwszej części przełom XIX i XX wieku został pokazany jako czas przyspieszonego rozwoju nauki, ale także okultyzmu oraz narodzin współczesnego satanizmu. Intryga dwójki zasadza się wokół niepokojów politycznych w ówczesnej Europie – zaognionych konfliktów między mocarstwami, masowych zbrojeń oraz wzmożonej działalności ruchów anarchistycznych. Związane z nimi plany czarnego charakteru, profesora Moriarty-ego (świetny, grający bez mrugnięć okiem do widza Jared Harris), są przykładem zimnego pragmatyzmu i wydają się dużo bardziej prawdopodobne od diabolicznego pomysłu lorda Blackwooda z jedynki. Reżyser Guy Ritchie wie, jak nie przynudzać. Fabuła sequela pędzi jak pociąg, w którym Holmes i Watson stawiają czoła siepaczom Moriarty-ego. Przyjaciele niczym Indiana Jones albo James Bond podróżują od jednego kraju do drugiego, odkrywając kolejne piętra niebosiężnej intrygi. Zrealizowane błyskotliwie sceny rozróby oparte są na tym samym schemacie co w jedynce: obraz co chwilę zwalnia albo przyspiesza, a kamera robi niespodziewane zbliżenia na detale. Przy odrobinie dobrej woli to, co wyprawiają na naszych oczach kaskaderzy, pirotechnicy i spece od efektów, można by nazwać poezją kina akcji. W sumie dwie godziny znakomitej zabawy.
★★★★★
Sherlock Holmes: Gra cieni (2011) online hd
Posted by OceanFire on 10 lutego, 2015